Och, Andrzej!
poniedziałek, 19 stycznia 2015
Prolog - Ada
Andrzej kiedyś był zwyczajnym chłopakiem w dzieciństwie i wieku nastoletnim nie wyróżniającym się niczym od swoich rówieśników.
Lekko chuderlawy i wyższy od reszty równolatków, godzinami przesiadywał na hali warszawskiego klubu siatkarskiego Metro. Odkąd pierwszy raz obejrzał w telewizji mecz siatkówki zapragnął zostać jednym z zawodników. Pragnienie to wcielił w czyn, stawiając sobie za cel stanięcie na najwyższym stopniu podium w siatkarskich mistrzostwach świata. Były to czasy w których polska siatkówka po wielu latach afer korupcyjnych dopiero zaczynała się podnosić. Później przyszedł sukces na Mistrzostwach Świata w Japonii, Mistrzostwach Europy a polskie hale powoli zaczęły zapełniać się kibicami.
Od tej pory w Polsce i życiu Wrony zmieniło się niemalże wszystko. Jako siatkarz osiągnął wiele, wiele było także przed nim, ale gdzieś po drodze zagubił się ufny i szczery chłopak, którym był na początku swojej drogi życiowej.
Co zgubiło Andrzeja?
Kobiety.
Piękne kobiety.
Był jak marynarz w każdym porcie zostawiał złamane niewieście serce. Czym różnił się od innych podrywaczy i amantów z kart tanich romansideł? On naprawdę kochał kobiety i w chwili kiedy rozpoczynał romans, był zauroczony, zafascynowany i chętny na zabranie wybranki nawet na księżyc. Ale fascynacja jak rolka papieru toaletowego kiedyś się kończyła i to był istotny problem. Wrona odjeżdżał wtedy przed siebie, zostawiając po sobie łzy i jęki rozpaczy. Czy potrafił być wierny? Wierność jest nudna. Po co tkwić w czym, co nie przynosi szczęścia i nie smyra łagodnie hedonistycznego usposobienia? Życie bez adrenaliny w ciepłych kapciach przed telewizorkiem było jałowe jak pustynia. Jako sportowiec wymagał od siebie wiele, musiał czuć jak stres i wysiłek fizyczny napędza każdy z jego nerwów, mięśni. Był jak sprawna maszyna, która bez źródła energii padłaby i zakurzyła się w kącie garażu. Jego napędem były kobiety. Wielbił je jak malarz swoje muzy.
Wielbienie kobiet w ilościach hurtowych miewało jednak swoje minusy. Jeden z nich Andrzej odkrył z zaskoczeniem na początku stycznia 2015. Zbliżał się nieubłaganie termin Gali Mistrzów Sportu, na której, zdaniem Wrony, lekkim obciachem byłoby wystąpić solo, tymczasem mistrz świata zakończywszy nieco wcześniej kolejny romans, chwilowo nie napotkał żadnej nowej bogini. Gdyby był w stałym związku, problemu by nie było, ale że wolał od stałości kalejdoskop kobiet...
Nie myśląc wiele uderzył z prośbą o pomoc do swej starej kumpelki, Ady Ilczyńskiej. Znali się od podstawówki i już wtedy Ada była kołem ratunkowym dla Andrzeja, wyjaśniając mu zawiłości matematyki, których jego mózg nie potrafił ogarnąć samodzielnie, ona zaś miała je w małym palcu, mimo, że chodziła do klasy niżej. Przyjaźń zawiązana wtedy okazała się nad wyraz trwała, Ada, która dorósłszy wybrała karierę fotografa sportowego, zawsze była gdzieś pod ręką, zawsze rozsądna, trzeźwo patrząca na świat i potrafiąca sprowadzić Andrzeja na ziemię jak nikt inny. Jeśli ktoś mógł zaradzić w kryzysie, to tylko Ada.
Dlatego po meczu z Indykpolem zamiast pomaszerować do szatni, Wrona rzucił się w kierunku szpaleru fotografów, cykających jeszcze ostatnie fotki, lub powoli pakujących sprzęt.
- Ada, musimy pogadać! - rzekł. - Mam sprawę!
Ilczyńska, nie spiesząc się, wyłączyła aparat, po czym jęła odkręcać obiektyw.
- Coś się pali? - zapytała.
- Nie no, ale mam do ciebie romans - Andrzej przestąpił z nogi na nogę.
- Dobra, ustawię się w kolejce - Ada uśmiechnęła się kątem ust, upychając obiektyw w torbie. - Gdzie mam pobrać numerek?
Wrona spojrzał na nią wzrokiem zranionej sarny.
- Ja tu do ciebie poważnie... - jęknął.
- Dobra, widzimy się tam, gdzie zawsze - oznajmiła Ada. - Tylko umyj się najpierw, bo waniajesz naturalnym feromonem, Wrona. Znanym jako zapachy spod pachy.
Andrzej spojrzał odruchowo na przepoconą koszulkę, oblepiającą jego tors i brzuch.
- Nic na to nie poradzę - rzekł, nieco kwaśno. - No dobra, tam, gdzie zawsze! Pamiętaj!
Uradowany poleciał do szatni, wypucował się, przebrał w czyste ciuchy, zaliczył selfiaczka z Karolem i popędził co tchu do pubu, jednego z nielicznych przybytków w niewielkim Bełchatowie, gdzie serwowano porządnego Guinnesa, a w tym właśnie napoju gustowała Ada.
Gdy tam dotarł ona siedziała już nad kuflem ulubionego trunku, przy jednym ze stolików.
- No, co jest? - zapytała, gdy mościł się na krześle, próbując dość bezskutecznie zmieścić pod stołem swe długie odnóża.
- Nie mam partnerki na Galę Przeglądu - wypalił. - Pojedź ze mną!
- Ja?!- zapytała zaskoczona prawie wylewając piwo na dekolt. - Mało masz kwiatuszków wokół siebie? Tylko sfrunąć na odpowiedni i zapy...to znaczy poprosić o ekhm...przysługę. Jak znam życie to po balu może być ciąg dalszy. - zastrzygła zabawnie brwiami.
Wrona ledwie powstrzymał się od wydania rozdzierającego dźwięku.
- Addddddddduś...ja nie mam z kim iść! - jęknął.
- Anka?- zapytała przyjaciółka.
- Anka jest w ciąży.
- Z tobą?- zapytała świrdując go wzrokiem.
- No jak ze mną? - prychnął. - Z jakimś projektantem Molińskim.
- A to on nie jest gejem?- zdziwiła się.
- Nie wiem nie zaglądałem mu do sypialni.
Ada podniosła kufel przykładając usta do jednej ze ścianek. Andrzej obserwował jak jak wlewa do ust ciemną ciecz, a potem uśmiecha się z lubością. To było takie erotyczne, z każdą inną kobietą poszedłby potem do łóżka, ale nie z Adą.
- A Sybilka? Ma koncert?
- Sybilla odpada. - mruknął.
- A to niby dlaczego?- drązyła niemiłosiernie. Wiedziała doskonale, że piosenkarka najchętniej całowałaby ziemię po której stąpa Mistrzunio a potem oddałaby mu się bez reszty. Nie rozumiała jak można się tak nie szanować? Każda kobieta na jej miejscu kopnęłaby go w tyłek a ona dała się odstawiać do kąta jak miotła albo mop.
- Pokłóciliśmy się o Kaśkę.
- Tę fankę z Jastrzębia? Jeszcze nie przebolała tej aferki?- Ilczyńska zapytała słodko-jadowicie. - Przecież to był przypadek, nadziałeś się na Kasię z rozpędu.
- A, szkoda gadać - mruknął Wrona, wbijając spojrzenie w porysowany blat stołu. - No proszę cię! Przecież nie pójdę sam!
- Właściwie dlaczego nie? - Ada oparła brodę na dłoni. - Następnego dnia gracie z Polibudą, o rui i poróbstwie możesz zapomnieć, a za rączkę może cię potrzymać Karol.
- Karol przecież będzie z Olą - wyrwało się Andrzejowi. - Poza tym przecież nie każę mu się przebrać w kieckę i udawać laski!
- Czy ja wiem? Ma takie długie nogi, zajebiście wyglądałby w szpilkach - Ada postanowiła jeszcze trochę podrażnić Miszcza.
- Ale ja poważnie mówię, że potrzebuję reprezentacyjnej laski na czerwony dywan! - Andrzej uniósł ręce do głowy, chcąc się targnąć za czuprynę, jednak w ostatniej chwili przypomniał sobie o kunsztownie zaczesanej fali, więc je opuścił. - Przestań sobie robić jaja i pomóż mi!
Ilczyńska w zamyśleniu postukała palcem w szkło kufla.
-Widzę jedno rozwiązanie - orzekła. - Kup wiecheć i szoruj do Sybilci bić przed nią czołem. Na pewno ci przebaczy.
- A ty nie możesz? - Wrona wykrzesał z siebie najsłodsze ze spojrzen jednak nadaremnie.
- Nie mogę, mistrzuniu - rzekła spokojnie Ada, nieczuła na jego urok. - Gdyż i albowiem owszem, ja tam będę, ale w pracy.
- Cholera - mruknął Andrzej. - No nic, trzeba będzie pogadać z Sybillą.
Plan ów wykonał, gdy tylko dotarł do domu, a zaczął od zamówienia w necie kwiatów, z dostawą do domu Sybilli, mieszkała ona bowiem w Warszawie.
Kiedy upewnił się, że kwiecie dotarło, przeszedł do następnej fazy, czyli rozmowy telefonicznej. Tysiąckrotne przeprosiny i tyleż samo zapewnień, że on-już-nigdy zmiękczyły Sybisię, która ostatecznie wyraziła łaskawą zgodę na towarzyszenie Andrzejowi na Gali Mistrzów Sportu.
_________________________________________________________________
Pim...pam...pim...pam... :D
Witajcie!
Przybywamy z naszym nowym projektem a właściwie ze starym, bo nosimy się z zamiarem pisania od pół roku, ale ciągle brakowało nam czasu i motywacji. Nie wiemy jak często będą się pojawiać rozdziały, być może będą obsuwy ale tego opowiadania nie da się nie napisać. Lecimy z pilotażowym rozdziałem. Co sądzicie? Czy ta historia coś Wam przypomina?
Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)